28.11.2021

 

Hej, cześć, witam! Z tej strony Basia Skrętkowska. W dzisiejszym artykule poznacie mojego psa Harrego.

 

Hej to ja, pies Harry! Chciałbym Wam opowiedzieć o jednym z moich najciekawszych tygodni w życiu, czyli o wyjeździe w góry pod namiot!

 

 

 

 

Od rana w domu było straszne zamieszanie, wszyscy gdzieś się krzątali, cały czas pakowali coś do samochodu lub szykowali się gdzieś, ale pytanie gdzie. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli wsiadać do samochodu razem ze mną. Byłem bardzo podekscytowany, nie wiedziałem gdzie jedziemy (szczerze mówiąc trochę się bałem, więc poszczekałem chwilę, ale później się przyzwyczaiłem i zasnąłem). Gdy dojechaliśmy na miejsce najpierw poszliśmy na pyszne frytki - wiem bo mój pan dał mi spróbować, a później mój pan i Basia zaczęli rozkładać namiot, a moja pani i Mikołaj poszli ze mną na spacer do wielkiego lasu gdzie było pełno namiotów. Oni nazywali to obozowiskiem. Było tam dużo innych piesełków. Obok tego całego obozowiska płynęła rzeka, a trochę dalej było bardzo fajne jeziorko, w którym się kąpałem. Następnego dnia rano moja pani, Mikołaj i Basia szykowali dla siebie pyszne kanapki, a dla mnie pyszną karmę. Tymczasem mój pan i ja byliśmy na porannym spacerze. Gdy wróciliśmy znowu zaczęliśmy się pakować do auta. 

Po kilku godzinach (przynajmniej tak mi się wydaje, bo jako pies nie za bardzo znam się na godzinach, a poza tym nie noszę zegarka) byliśmy na miejscu (tak twierdziła rodzina). Zaczęliśmy iść i iść, mnie bardzo się to podobało, ale nie wiedziałem gdzie idziemy, chociaż było super i pan rzucał mi patyk. Na tak zwanym szlaku spotykałem inne pieski. Kiedy doszliśmy na samą górę ukazała nam się duża polanka i wielki drewniany budynek. Weszliśmy do środka, pan podszedł do takiej wielkiej wysokiej lady i coś tam mówił do pani, a po chwili zawołali nas i dostaliśmy pyszne jedzonko - pani zamówiła pierożki z jagodami, Basia gorącą czekoladę, Mikołaj kotlecik i frytki na spółę ze mną i z panem. Jak wszyscy już zjedliśmy i się napiliśmy zaczęliśmy schodzić w dół trochę inną drogą. Gdy wróciliśmy moja pani i Basia poszli pod prysznice, które nazywały - zupełnie nie wiem dlaczego - SANITARIATAMI. Ja, Mikołaj i pan poszliśmy do rzeki, a  gdy wróciliśmy pan zaczął rozpalać ognisko, na którym smażyliśmy pyszne kiełbaski. Wieczorem poszliśmy na spacer do jeziorka i wszyscy położyliśmy się spać do namiotu. Następnego dnia rano rozłożyliśmy stół i zjedliśmy śniadanie. Ten dzień był bardzo upalny, więc od razu  po śniadaniu ja, pan, Mikołaj i Basia poszliśmy do rzeki a pani się opalała. Potem poszedłem z Basią i panią na spacer, a Mikołaj i pan pojechali na rowerach do sklepu po składniki na obiad. Każdy dzień mijał nam miło i przyjemnie. Rankiem siódmego dnia zaczęliśmy się pakować i składać namiot. Po kilku godzinach byliśmy już w drodze a gdy wróciliśmy przywitaliśmy się z domem i razem z panią i Basią poszliśmy na długi spacer. Moje wrażenia były bardzo fajne, nie mogę się doczekać aż znowu gdzieś wyjedziemy, papa!