To już kolejna część tej Hundroman autorstwa Leny Domzioł. Mrkniauu...

26.11.2020

Cześć! To znowu ja – Wasza psia koleżanka Maffi!


Powiem Wam, że od jakiegoś czasu moja Pani nie wstaje tak wcześnie rano jak kiedyś. Wtedy szybko się ubierała, pakowała do plecaka ładnie pachnące śniadanie, które szykowała jej Pani Mama i w biegu wskakiwała w buty krzycząc, że już jest spóźniona – oczywiście zawsze pomagałam jej wiązać sznurówki, ale ona chyba wolała sama, bo tylko wołała: „uciekaj Maffi, bo ja się spóźnię!”. Nie doceniała mojej pomocy?
Od kilku tygodni moja Pani budzi się bez pośpiechu i siada przed świecącym ekranem, z którego ciągle ktoś coś mówi. Ona też czasem coś mówi do tego ekranu. Zawsze powtarza: „proszę Pani” – wychodzi na to, że oprócz swojej Pani Mamy, ma ona jeszcze jakieś inne Panie… ciekawe czy te inne Panie też ją czasem głaszczą po głowie i dają przekąski?
Kilka dni temu moja Pani powiedziała, że mam teraz być grzeczna i mam być cicho, bo ona ma kartkówkę z biologii. Domyśliłam się, że kartkówka to nie było nic do jedzenia, bo jakoś nie zapachniało… no wiec położyłam się na mięciutkim nowym dywanie, który dzień wcześniej został rozłożony w pokoju mojej Pani. Trochę mi się nudziło, a ten jeden róg odstawał tak zachęcająco… no i sobie troszkę poobgryzałam (oczywiście cichutko – żeby nie przeszkadzać – bo przecież jestem grzecznym pieskiem). Nagle moja Pani zerwała się na równe nogi i zaczęła na mnie krzyczeć, że jestem złym psem i tak się nie robi, i że to nowy dywan, i że zaraz zamknie mnie w budzie! I nawet Pani Kłos mi nie pomoże! Nie wiem kim jest Pani Kłos, ale jeśli miałaby mnie wyciągnąć z budy, to zaczynam ją lubić...
Tak w ogóle to ja nie mam budy, ale wiem co to jest, bo mój sąsiad Lucky ma. Jego buda jest ogrodzona i czasem jego Państwo wypuszczają go na ogród. Lucky to husky. Jest duży, ale chyba bardziej postrzelony niż ja. Kiedyś rozkopał swojej Pani grządki, innym razem zagryzł kurę sąsiada (trochę szkoda, bo to była moja koleżanka, z którą czasem grałam w berka), a raz Lucky wpadł swojej Pani do domu i chyba narobił szkód, bo od tamtego czasu postawili mu ogrodzenie wokół budy. Może ta Pani Beata Kłos mogłaby go uratować…?

Niedawno moja Pani całe dwa popołudnia spędziła na robieniu rysunków. Powiedziała, że to praca na plastykę. Jakaś perspektywa zbieżna (brzmiało smakowicie, bo moja perspektywa zawsze zbiega się w kierunku czegoś do jedzenia, he he). Chyba sprawiało jej to przyjemność, ale nie chciała się podzielić kartkami, a ja tak lubię smak gryzionego papieru! Nie zdążyła mi pokazać co zrobiła, bo gdzieś się spieszyła i powiedziała, że dokończy jak wróci. Na szczęście zostawiła rysunki na stole! Mogłam się trochę pobawić tarmosząc kartki po całym salonie! Impreza była przednia! –  dopóki moja Pani nie wróciła... Krzyczała na mnie gorzej niż po kartkówce z biologii! Chyba użyła nawet jakiegoś obcojęzycznego słowa, które brzmiało złowieszczo… już widziałam swój dalszy żywot w budzie razem z sąsiadem… bałam się, że nawet ta Pani Basia Kłos mi nie pomoże…
Na szczęścia moja Pani ma złote serce i mi wybaczyła (siedziała kolejne dwa popołudnia nad tymi rysunkami, ale już mi ich nie pokazała). Kocham ją z całego mojego psiego serduszka.


Pozdrawiam wszystkich moich Czytelników,

Wasza psia koleżanka Maffi.


Lena Domzioł