09.11.2020
Witamy ponownie wszystkich, którzy z utęsknieniem czekali na artykuł. Powracamy z wywiadem z Adamem Cieślą – naszym redakcyjnym postrachem i zaganiaczem robotników do pracy, ale przede wszystkim wspaniałym szkolnym kolegą.
Dominika Prus: Co skłoniło Cię do założenia gazety szkolnej?
Adam Cieśla: Miałem takie plany już od szóstej klasy. Od dłuższego czasu lubiłem pisać, lubiłem język polski. Gazetka szkolna
przyszła dość intuicyjnie jako sprawdzian pisania i zarządzania określoną grupą ludzi w jednym celu.
D: Czym się interesujesz?
A: Interesuję się sztuką. Lubię czytać dobrą literaturę i oglądać dobre malarstwo. Samemu również staram się tworzyć - chodzę
nawet na kurs na ASP, bo są tam wymagania i męczę się intensywnie. Jestem w pewnym sensie masochistą. O, i lubię też uczyć się języków obcych.
D: Co zamierzasz robić po skończeniu ósmej klasy?
A: Na pewno pójść do liceum, ale na dzień dzisiejszy nie jestem pewien co do wyboru szkoły. Profil – no, raczej coś humanistycznego.
D: Czy lubisz swoją klasę?
A: Tak. Zżyłem się z nimi... w pewnym stopniu. Takim, że w tym momencie ciężko mi nakreślić jakieś ich konkretne wady. Chociaż
oczywiście jakby byli bardzo rażący, to zapewne bym to zauważył – konkluzja taka,
że są w porządku. Czasem jest nawet przyjemnie. O, a ten wywód nie dotyczy Jana Płocicy. On... to jest Święty Graal.
D: Czy masz ulubionego nauczyciela?
A: Nawet jakbym miał, to bym tu tego nie powiedział.
D: Jako że jestem dość wścibska, to udało mi się zauważyć, że masz siostrę. Jakie masz z nią relacje?
A: Jako rodzeństwo się kłócimy – czasami bywam nią zażenowany i apeluję o przeniesienie
jej do internatu Sióstr Urszulanek, prawda, ale poza tymi momentami furii wspieramy się. Uczę ją niemieckiego. Zahaczając tu o sprawę Jana Płocicy, to raz z
własnej woli zrobiła mu laurkę i poprosiła, żebym mu ją dał. Urocze, nieprawdaż?
D: Jaki jest twój sposób na wypoczynek?
A: Zależy jaki. Jeżeli chcę odpocząć od stanu mentalnego pospolitego, tj. od mętnej normalności dnia codziennego, to opieram
głowę o dłoń i myślę; czytam coś, co ten stan myślowy zainspiruje. Jeżeli zaś jestem mocno zmęczony psychicznie lub
fizycznie, no to co? – to leżę, śpię, jem.
Ale najbardziej lubię spać.
D: Jakiej muzyki słuchasz?
A: Lubię Strawińskiego, Szymanowskiego, Lutosławskiego [i Merzbowa, he, he]. Ale nie słucham muzyki tak ot, bo jestem
znudzony. Wynika to z mojej wybitnej niemuzykalności i ogólnego braku dionizyjskiego poczucia rytmu. Jak po muzykę, to nie do mnie.
D: Kto jest twoim idolem?
A: Nie mam kogoś, kogo mógłbym nazwać idolem... Na pewno mam wiele pomniejszych autorytetów w różnych dziedzinach (włącznie z
Lebensphilosophie), ale na pewno nie osobę, którą nazwałbym absolutnym wzorem [nie licząc Jana Płocicy, oczywiście]. Czerpię z wielu źródeł.
D: Dlaczego okazujesz tak wielką sympatię (już wspomnianemu tu parokrotnie) Janowi Płocicy?
A: A, to długa historia. Wszystko zaczęło się na wycieczce trzydniowej w szóstej klasie. Tam doszło do zdarzenia, wskutek
którego Michał Smykała – mój szanowny kolega, którego serdecznie pozdrawiam – nazwał Jana Płocicę pulchnym. Następnie chwała tego słowa
napuchła i rozdęła się momentalnie jak balon (bardzo miękki balon, co istotne). Jan Płocica stał się greckim ideałem fizycznym i metafizycznym, pod względem tej pulchności właśnie. Jakże wobec tego nie wielbić go? Jakbym miał więcej
intelektu, to na podstawie tych ideałów rozwinąłbym idealizm platoński. No cóż, pozostaje mi marzyć i trwać w wierze.
D: Dziękuję za wywiad.
A: Dziękuję również. Prawie się zestresowałem.
Dominika Prus