Historia Brzezinki, ogólniej i obszerniej niż poprzednio - część druga


Część pierwsza:


20.10.2020

 

Pisząc poprzednią część tego artykułu (którą zdecydowanie polecam przeczytać przed tą częścią) nie miałem pojęcia, że w chwili obecnej będę mógł analizować wcześniej nieznaną mi książkę. Bardzo cieszę się, że tak to się potoczyło i już na wstępie chciałbym bardzo podziękować pani Danucie Vermeule, która użyczyła mi niezbędne dla tego artykułu materiały. Posługiwać się tutaj będę książką Alojzego Żymełki „Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011”. Postaram się wybrać z niej najbardziej interesujące treści i opowiedzieć o losach Brzezinki w latach 20. - 60. XX wieku.

 

Mam nadzieję dzięki temu artykułowi rozszerzyć waszą wiedzę na temat historii naszej okolicy - zainteresować was i uświadomić, że historii nie tworzą tylko mężowie stanu i okrutni dyktatorzy; bohaterzy i zbrodniarze wojenni; święci i heretycy. To przede wszystkim poszczególne osobowości ludzi z marginesu historii - nasi pradziadkowie, przodkowie pogańscy, przodkowie z gatunku homo habilis. Pojedyncze, nieznane szerzej historie, w szkole nienauczane, które działy się często w miejscach najzwyczajniejszych. Przaśnych, nieciekawych - w okolicy naszego najzwyczajniejszego domu i najzwyczajniejszej szkoły.

Zanim jednak przejdziemy do sedna, chciałbym sprostować dwie informacje dotyczące poprzedniego artykułu:

1. Sklep pana Eisermanna (zdjęcie w prawym dolnym rogu) jest teraz znanym nam wszystkim sklepem „Danusia”, znajdujący się niedaleko naszej szkoły. Sam się sobie dziwię, że go nie rozpoznałem.

2. Na pierwszym zdjęciu możemy zobaczyć ulicę Siedlecką, czyli tę, która rozciąga się na lewo od głównego wejścia do szkoły. Wygląda na to, że wszystkie trzy zdjęcia zostały zrobione w jednej lokalizacji.

Brzezinka w latach 20. i 30.

Opowiadając pomijam zamierzchły rok 1376 i lata następne, kiedy to pierwszy raz w kronice wspomniano o wsi przy kościele św. Jadwigi. Przenoszę się znacznie, bo do czasów nam znacznie bliższych - do XX wieku. Rok 1921, kiedy to Brzezinka wraz z całymi Gliwicami została przydzielona do Niemiec w wyniku plebiscytu śląskiego (jednak dopiero w roku 1936 jej nazwę zmieniono oficjalnie na Birkenau). W kościele św. Jadwigi stanowisko proboszcza sprawował wówczas ks. Anton Winkler. Urodził się w roku 1875 i porozumiewał się zarówno językiem niemieckim, jak i polskim.

 

„Za czasów ks. Antona Winklera ławki w kościele były numerowane i opłacane. Ławki z przodu (dwa pierwsze rzędy) były zajmowane przez tzw. „śmietankę brzezinśką”, czyli przez kupców, nauczycieli i rzemieślników. Miejsca po lewej stronie kościoła zajmowały kobiety, a z prawej mężczyźni. Dzieci stały przed pierwszą ławką, dziewczynki z lewej, a chłopcy z prawej strony kościoła. Ksiądz proboszcz reagował zdecydowanie w każdym przypadku łamania przyjętych zasad zajmowania miejsc w ławkach. Msze św. odprawiane były w języku łacińskim. [...] Podczas II wojny światowej kazania były głoszone w języku niemieckim.”

Brzezinka, 2009 r. - Parafianie. Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".

 



II wojna światowa i dotarcie frontu do Brzezinki

II wojna światowa - mało było regionów w Polsce (jeśli jakieś w ogóle były), które na niej znacząco nie ucierpiały. Brzezinka do tych potencjalnych nieposzkodowanych niestety nie należała. Front wojenny dotarł tutaj podczas mroźnych, styczniowych dni 1945 roku. Parę dni przed nadejściem wojsk sowieckich można było dostrzec wycofujące się na zachód wojska niemieckie, zwiastując nadejście przybyszów z wschodu, budząc grozę w mieszkańcach.

 

„Był mroźny, wojenny poranek [25.01.1945]. Ludzie wracali z porannej Mszy św., na której modlili się o zakończenie wojny. Kilka godzin wcześniej słychać było strzały i huk pocisków. Wiedzieliśmy już, że armia sowiecka od kilku dni stacjonuje w Łabędach. Dlatego mężczyźni z naszej miejscowości przestali tam chodzić do pracy. Po wyjściu z kościoła ludzie zobaczyli pierwsze czołgi sowieckie nadjeżdżające od strony Kleszczowa. Nie pamiętam już, ile ich było. Ogarnął nas ogromny strach. Sowieci wkroczyli pieszo, przyjechali czołgami i konno. Od razu zaczęli strzelać i podpalać nasze domostwa. Po raz pierwszy w życiu widziałam ranną kobietę, naszą sąsiadkę, panią Herzel. Kilkunastu skośnookich Sowietów na koniach pędziło przez wieś w stronę plebanii.”

Pani M. oraz E. - z artykułu Zabić księży Magdaleny Fiszer i Mikołaja Hepa w "Dzienniku Zachodnim" z 09.02.1997


W czwartek rano (25.01.1945), jak ludzie wracali z porannej Mszy św., to była tu straszna strzelanina. Sowieci gonili po ul. Kozielskiej, a ludzie wracający z kościoła martwili się, jak dostać się do domu. To zeszli na dół, na rzekę, która była w tym czasie zamarznięta. Po lodzie, pod mostem przeszli na drugą stronę ulicy. W ten sposób moja Mama szczęśliwie wróciła do domu. Było to około 7.30. Sowieci przed każdą ofensywą wypuszczali taką szpicę (zwiad). Byli oni ubrani w białą odzież, albowiem była to śnieżna i mroźna zima. Wóz pancerny, którym przyjechali, też był biały. Celem tego zwiadu sowieckiego było rozpoznanie, czy nie pozostały w Brzezince resztki wojsk niemieckich. Ten zwiad działał w Brzezince około 30 minut. [...] Za zwiadem (ok. godz. 9.00) pojawiły się na czołgach zasadnicze oddziały wojsk sowieckich, z których część skierowała się z Brzezinki ul. Kozłowską w kierunku Kozłowa. [...] Przemarsz zasadniczych wojsk sowieckich trwał do godzin południowych.

W tym czasie pojawiło się kilka (może ok. 10) samolotów niemieckich. Sowieci oddali do nich kilka strzałów, ale wkrótce przerwali ogień. Jedna z dużych bomb lotniczych spadła przy skrzyżowaniu pod lasem, żłobiąc w ziemi głęboki lej. Inne bomby nie eksplodowały. Leżały na polach do czasu, kiedy Sowieci wysadzili je w powietrze.”

Pan O. P. (fragmenty kroniki rodzinnej). Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".

 


 

Sowieci wjeżdżając do Brzezinki zamordowali 13 osób, w tym trzech kapłanów, czyli ks. Antona Winklera, ks. Wilhelma Dropallę oraz ks. Paula Kutschę.

 

Mogłybyśmy opowiedzieć jeszcze dużo o tych bestialskich Mongołach i Ukraińcach, którzy siedzieli tu aż do maja 1945 roku. Mogłybyśmy opowiedzieć o tych zgwałconych dziewczynach, poniżanych matkach i żonach. Bardzo bolą nas wspomnienia. Do dziś zastanawiamy się, za co nas tak szykanowano. Mówiliśmy przecież i po niemiecku, i po polsku [...]”

Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".


 

Po tych tragicznych dniach do Brzezinki przybył ksiądz Franz Muschol (pol. Franciszek Musioł), który od 15.01.1940 był wikariuszem okręgowym w Gliwicach w zakresie katechizacji.

 

Franciszek Musioł odbudował plebanię po pożarze i dobudował jej nową część. Przy robotach budowlanych pracowały głównie kobiety i dziewczęta, ponieważ większość mężczyzn nie wróciła z wojny lub została, w podstępny sposób, wywieziona do Związku Sowieckiego.

Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".


 

Ponadto ksiądz Muschol wybudował kapliczkę ku czci zamordowanego ks. Antona Winklera, powiększył cmentarz, poświęcił drewniany krzyż ku pamięci zamordowanego ks. Paula Kutschy oraz kapliczkę nad stawem ku czci zamordowanego ks. Wilhelma Dropalli.

 


Wywózka mężczyzn do Związku Sowieckiego

Na skutek uchwały o internowaniu ludności niemieckiej z Polski i innych krajów podbitych do Związku Radzieckiego, 2863 mężczyzn z powiatu gliwickiego (w tym 144 z Brzezinki) zostało podstępem wywiezionych wgłąb Rosji.

Napisano wprost, w języku niemieckim i rosyjskim, że każdy mężczyzna w wieku od 18 do 50 lat ma na 14 dni zgłosić się do pracy poza linią frontu. Powinni oni zabrać swoje dokumenty, żywność, koc i dodatkową odzież. W razie niestawienia się groziła kara śmierci.

Decyzja nie została od razu podjęta. Mieszkańcy Brzezinki omawiali swoje wątpliwości w piątek 23 lutego, niedługo po wystawieniu ogłoszeń. Musieli pójść i zostawić swoje rodziny same - Sowieci przyszliby po nich i tak.

Mężczyźni zostali zgromadzeni na terenie dawnej odlewni Guldschinski Werke, w koszarach przy ul. Andersa i kopalni Gliwice, skąd zostali przetransportowani do obozu przejściowego w Łabędach. Tam zostali podzieleni na grupy zawodowe i wysłani do pracy przymusowej na zapleczu frontu; do demontażu zakładów przemysłowych (w celu transportu urządzeń do ZSRR) lub bezpośrednio do Związku Radzieckiego. 14 dni pracy było oczywistym kłamstwem.

Wagony były bydlęce, nieocieplane, brudne. Srogie mrozy, nasilające się wraz z głębią kontynentu dobijały osłabionych przez głód. Zwłoki wyrzucano z wagonów na postojach. Wywiezieni trafiali do obozów pracy na terenie całego Związku Sowieckiego. Mieli wspomóc osłabiony wojną sowiecki przemysł, to jest kopalnie węgla, kołchozy i fabryki zbrojeniowe w Zagłębiu Donieckim, na Syberii i Kazachstanie. Poza tym wykonywali niewolniczą pracę w hutach, rolnictwie, kopalniach - wycinali lasy i odgruzowywali miasta. Posiłki, które zazwyczaj składały się z gliniastego, ciemnego chleba i rzadkiej zupy bazowanej na kiszonej kapuście, zielonych pomidorach albo burakach, były nadzwyczaj skromne w porównaniu do pracy wykonywanej przez niewolników.

Ludzi ciężko chorych zamykano w barakach, gdzie zależnie od własnych sił umierali lub zdrowieli. To wszystko - ogromna i wyczerpująca praca, surowy klimat, choroby i epidemie prowadziły do bardzo wysokiej śmiertelności.

 

Mając 10 lat, byłam świadkiem wywiezienia do Związku Sowieckiego w lutym 1948 roku swego ojca Serafina Slabona. Było pisemne ogłoszenie informujące mieszkańców Brzezinki, że w piątek 23.02.1945 r. wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 50 lat powinni zgłosić się do koszar w Gliwicach. Ogłoszenia te pojawiły się na drzewach w Brzezince (ile ich było, tego już nie pamiętam). [...] Po pojawieniu się ogłoszeń w piątek 23 lutego mężczyźni zaczynali gromadzić się i naradzać, co w tej sytuacji należy robić. Za Niemca mówiło się: nakaz jest nakazem, więc trzeba go wykonać. I większość czuła się zobowiązana do zgłoszenia się do koszar. A pamiętam, że były też wątpliwości - jak to, mamy tu zostawić same nasze rodziny? Jednak pomimo różnych wątpliwości, zapadła decyzja - idziemy. [...] Następnego dnia, w sobotę mama zabrała trochę jedzenia i poszła odwiedzić ojca w koszarach. Spotkała go w grupie chcących powrócić do domu. A powodem tej decyzji był olbrzymi bałagan organizacyjny w koszarach po zgłoszeniu się wielkiej rzeszy mężczyzn. Ojciec był właśnie w tejże grupie, która postanowiła wrócić do domu. Lecz w pewnej chwili ktoś dołączył do tej grupy i powiedział: co wy robicie? Oni nas rozstrzelają. [...] Od tego czasu brak było jakichkolwiek informacji o moim ojcu, aż do jego powrotu, tj. czwartku 5.01.1950 roku. Jedynie pewien pan z Byciny o nazwisku Proksza (powrócił ze Związku Sowieckiego po 18 miesiącach, ze względu na chorobę) przywiózł fotografię ojca, a więc dowiedzieliśmy się, że ojciec żyje!

[...] Górnicy ze Śląska pracowali razem na kopalniach. Dniówka na kopalni to 8 godzin, a potem ci, co nie mieli większych problemów ze zdrowiem, chodzili dorobić w kołchozie. Wywiezieni ze Śląska byli tam cenieni jako dobrzy fachowcy, znający się prawie na wszystkim. Jak zepsuła się jakaś maszyna, to przychodzili do lagru do naszych.”

Pani Róża Spodzieja z domu Slabon. Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".

 



Okres powojenny

Koniec wojny. Z tego okresu nie ma zbyt wiele zapisków. Jak zostało to opisane już w części dot. drugiej wojny światowej, po morderstwach w parafii Brzezinka do regionu dotarł ksiądz Franz Muschol, wspomagając mieszkańców i honorując zmarłych. Wieczorem w poniedziałek 11.10.1948 r. po odprawieniu nabożeństwa różańcowego ok. godziny 21.00 w obecności sołtysa Brzezinki ks. Muschol został aresztowany na plebanii przez funkcjonariuszy UB oraz Milicji Obywatelskiej. Oświadczono mu, że zostaje wywieziony, ponieważ przeszkadzał w polonizacji. Pozostawiwszy na plebanii swoją matkę oraz siostrę, został przewieziony ciężarówką najpierw do obozu przejściowego w Głubczycach, a następnie do Niemiec Wschodnich.

 

„Zasady, jakie panowały w kościele za czasów ks. Franza Muschola, były takie, jak za jego poprzednika [ks. Antona Winklera]. Ławki były numerowane i opłacane. Kobiety siedziały po lewej, a mężczyźni po prawej stronie kościoła. Po II wojnie światowej kazania w kościele były głoszone wyłącznie w języku polskim. Ksiądz Franz Muschol czytał kazanie z kartki, które tłumaczył mu z języka niemieckiego na polski Franciszek Wojtkiewicz.”

Fragment książki "Sto lat parafii św. Jadwigi w Gliwicach-Brzezince 1911-2011".


 

W sierpniu 1964 ks. Franz Muschol zaryzykował przyjazd do Brzezinki. Ku jego zaskoczeniu został radośnie przywitany przez rzesze wiernych. Odprawiona została uroczysta Msza św. ze sztandarami. Proboszcz Józef Janicki podziękował mu za wszystko, co uczynił dla Brzezinki w tym nadzwyczaj trudnym powojennym okresie.

 


Podsumowanie

 Ze względu na ówczesne położenie Brzezinki w Niemczech (blisko granicy z Polską, przez co ludność często porozumiewała się zarówno niemieckim, jak i polskim), wojna przyszła tutaj dopiero w roku 1945, wraz z ofensywą radziecką na Berlin. Wielu mieszkańców Brzezinki umarło podczas masakr dokonywanych przez najeźdźców; wielu mężczyzn nie przetrwało masowych wywózek do Związku Radzieckiego. Cieszę się, że mogłem przedstawić historię naszej ojczyzny naszym czytelnikom. Kontynuując wywód z początku: wszystkich tych przyczyn, które doprowadziły do teraźniejszości nie stworzyli tylko mężowie stanu i okrutni dyktatorzy; bohaterzy i zbrodniarze wojenni; święci i heretycy. To przede wszystkim masy ludzi (nas wszystkich w przyszłości prawdopodobnie) decydują i tworzą aktywnie nasze kolektywne świadectwo istnienia. Warto o tym pamiętać; pamiętać o tych ludziach, którzy byli i angażować się, by tym, którzy są, było możliwie jak najlepiej.

 


Adam Cieśla